niedziela, 30 czerwca 2013

proste przyjemności

Niewiele dziś słów w mojej głowie, choć historie od wielu dni nawiedzają mnie nieustannie. Oglądaliście może Cafe de Flore? Jestem tą dziewczynką z Downem. Mam dziś tak samo, jak ona. A z takim Downem ciężko coś napisać...
 
Proste przyjemności. Oglądam filmy. Wszystkie romanse świata ciągle o nas. Myślę o satysfakcji.
 
 

Robię zdjęcia. To jedno wybitnie mnie niepokoi.


Lista prostych przyjemności na nieskomplikowane dni jest dość długa. Umilam sobie czas, umilam sobie życie. Niewiele dziś słów...  Dziś raczej ślina na języku i pot na skórze. Ju noł...

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Martinie... Lulu...

[...] Kiedy pojawiają się kłopoty, kobiety myślą, a mężczyźni działają. Kiedy kobieta zostanie zwolniona z pracy, to usiłuje znaleźć tego powody - rozmyśla, obraca to przez cały czas w głowie. Mężczyzna w tej samej sytuacji działa - upija się, bije kogoś albo w jakiś inny sposób odrywa swoje myśli od tego wydarzenia. Może nawet z miejsca zacząć szukać innej pracy, nie łamiąc sobie głowy nad tym, co było powodem zwolnienia. Jeśli depresja jest zaburzeniem myślenia, to pesymizm i przeżuwanie myśli rozniecają ją. Skłonność do analizowania jest dla niej doskonałą pożywką, skłonność do działania podcina jej korzenie.

Martinie, choć nie znoszę twojej amerykańskiej narracji w stylu: "Kiedy moja córka miała pięć lat, obsrała się po pachy, a teraz wam opowiem, o co chodzi w psychologii", to rację ci przyznać muszę. Ile to już razy nachodziła mnie taka refleksja, że jednak łatwiej mężczyzną być...

Tak się chciałam na dobranoc lekturą podzielić. Podzielę się także Lulu Rouge z okazji wydania nowego albumu. Dla przypomnienia jednak Melankoli z płyty Bless You. Ten kawałek otwierałby moją prywatną seks-składankę, bo tak gęste i lepkie dźwięki sprawiają, że tylko jedno...

Ehhh... No może jednak niejedno...

niedziela, 23 czerwca 2013

lepkie od słodyczy

 
Tort Dacqouise i bukiet w półlitrówce po czystej.  Nie zdążyłam niestety zrobić lepszej foty, ale żal mi dupy nie ściska, bo tort choć ludowi smakował, to moich daktylowo-orzechowych pragnień nie zaspokoił. Śnię przez to po nocach o lepkich od słodyczy daktylach i głodna się budzę. Jak pies...




Ze 20 kadrów mi zajęło opanowanie śmiechu, jak zobaczyłam za sobą Fionę śpiącą smacznie w cieniu na trawie. Tak wyglądało poprzednie 19...


Na 18-te urodziny od Ani dostałam składaną kartkę. Na przedniej stronie narysowany był lodowy klif, z którego do wody skakały pingwiny. Kilka sztuk już pływało w wodzie, jeden był w trakcie lotu (spadu). Po rozłożeniu kartki widać było dalszy ciąg klifu i długą kolejkę pingwinów. Jeden z nich miał założone dmuchane koło ratunkowe w kaczuszki i podpis indywidualista. Ania dodała strzałę wskazującą, że to ja. Śmieszne? No właśnie nie za bardzo, a jednak przez długi czas nie mogłam opanować śmiechu. Jak przy tym psie rozłożonym jak żaba na liściu. Dopiero później w przypadkowej rozmowie wytknęłam jej, że ma chory łeb, bo mi daje na urodziny kartki ze zbiorowym samobójstwem. Dlatego tak się z niej śmiałam, że taki żarcik dla mnie - urodziny, samobójstwo, koło ratunkowe... no... smieszne. A ta mi tu krzyczy, że jestem chora, bo one do wody skaczą jedynie, a nie że jakieś samobójstwa wyczyniają... Nie mogłam ja tego przyjąć. Obeszłam wszystkich ludzi, którzy byli wtedy ze mną na urodzinowym ognisku (ze 20 sztuk?) z kartką w ręku pytając, co widzą na obrazku. Pingwiny. Pingwiny skaczą do wody. Pingwiny czekają na skok. Nurkują. No same suchary! Ostatnia osoba na imprezie mi została, ostatnia deska ratunku, koło ratunku w kaczuszki, chłopak koleżanki, zupełnie obcy. Podchodzę i pytam z desperacją:
- Marcin, co robią te pingwiny??!!
I tu Marcin odpowiedział niepewnie:
- Yyy... umierają?

Marcin wczoraj turlał wodę po nieprzemakalnym obrusie, a ja robiłam foty.  Dobrze, że są ludzie, którzy mają podobną perspektywę...


Fajerwerków w tym roku na imprezie nie było, ale za to były lampiony. Po raz pierwszy uczestniczyłam i po raz ostatni. Nie potępiam tak zdecydowanie jak Karor, ponieważ cieszą mnie zbiorowe inicjatywy przełamujące blazę codziennych rytuałów, ale mam mieszane uczucia. Mam wiele mieszanych uczuć.

wtorek, 18 czerwca 2013

mamusia-danusia



Marzę o stole przy oknie. Z dostępem do dobrego światła, żebym mogła robić trochę lepsze zdjęcia. Taki  jak ma w domu mama. I jak ma druga mama. I jak ma trzecia mama. (Mamusia-Danusia nie jada masła, ale ma najlepsze światło w kuchni) (i to w centrum Florencji, szmmm...mmamusia jedna...).

Na słuchawkach Jagwar Ma. Dziwna to płyta. Jakby chłopcy nie mogli się zdecydować czy sprzedać swoje gitary, czy też drażnić dalej struny. Niezła mimo wszystko, jeżeli tylko stoleruje się ten brak spójności. Taka na lato. Taka idealna do rozstrzygania największych dylematów egzystencjalnych - czy do sukienki beżowe czółenka na maksi szpilce, czy czerwone sex-buty?


I co myślicie?

    I co myślisz?



czwartek, 13 czerwca 2013

Dead Can...

... but Sopot not necessarily. Tak też czułam, że po zeszłorocznym, absolutnie nieziemskim koncercie w Kongresowej nic lepszego nas już nie czeka... Na szczęście Brendan w Opium czy Song to the Siren Buckley'a robi tak, że nie zwraca się uwagi na ludzi z piwem, popcornem i frytkami.


Dużo ostatnio myślę o satysfakcji. Nieustannie. A że pora nie ta i jutro trzeba wcześnie wstać, spakować się i do pociągu, to dziś wysilę się jedynie na foto-bloga. Mówcie do mnie kasiatusk.

Tu byłam. Wystawa Human Body. Napisałabym o wszystkim, co we mnie zostawiła, a zostawiła wiele, ale... kasiatusk.

 Tutaj mnie godnie nakarmili. Gdańska pikawa.


Tosty z wędzonym łososiem mi dali i pycha sok z jabłek i czerwonej papryki.

Tak pozuję do zdjęć.


 Tak nie pozuję.

Tak wygląda szczęście latem. Truskawki ździuki i mięta z donicy.

A teraz przywdziewam moje laczki wersaczego i krokiem modelki z wolnego wybiegu udaję się w kierunku niedookreślonym (spać, czytać czy film machnąć?). kasiatusk

sobota, 8 czerwca 2013

wegańska masakra tofu

Pogoda nie dopisała (przewidywalna szmata), dlatego wegański piknik  odbył się na panelu w salonie. Był tak owocny (i warzywny), że na pewno go powtórzymy. Hitem był kompot z agrestu i rabarbaru (z miętą, wodą lekko gazowaną i pływającymi malinami dla szpanu). Narobiłam 5-litrowy gar, jak na szkolną stołówkę. Okazało się, że świetnie łączy się z białym winem półwytrawnym, a także tworzy cudowny związek z piwem. Było dużo sałatek z orkiszem, quinoa i pęczakiem; babeczki z białej pietruszki, czekoladowe ciasto na czarnej fasoli; tatar z avocado, bardzo smaczna pasta z nerkowców, grillowane warzywa, kiełki, tofu i inne gejowskie produkty. Istna Vegilia. Powiem wam, że brak mięsa na talerzu zniesę bez problemu (brakowałoby mi tylko przygotowywania mięsiny). Jednak bez śmietany, masła i jaja kuchnia po prostu traci sens...  Śmietana...


Dziś spotkałam się z Moniką. Kobiety-didżeje to dzieło szatana... śmietana... Nooo, nic nie napiszę, bo się żenię...
Macie, posłuchajcie sobie Sofy. Na miły wieczór w sam raz.