środa, 16 stycznia 2013

Jaaa!

Będę pracowała z normalnymi ludźmi!!! W normalnych warunkach!!! Fuck, yeah!!! W końcu, moi drodzy niestrudzeni... Dokładnie to sobie wymarzyłam na ten rok - NOR-MAL-NOŚĆ. Ale po kolei... Zaczęło się od Mietka.

Mieczysław zadzwonił do mnie tuż przed końcem ubiegłego roku z pytaniem, czy nie zechciałabym wpaść raz w miesiącu do kilku świetlic socjoterapeutycznych. Dzieciaki jakoś rozruszać, bo takie jakieś... dziwne przychodzą. Dziwne... Już mu szybciuteńko układałam w głowie monolog, o tym, że a i owszem, może, kiedyś; może, gdzieś; może nie do końca... Bo co też do cholery ja wiem o dzieciach? Że są. Dziwne...  Jednak Mieczysław, szczwany lis, wyczuł wahanie w membranie i błyskawicznie zarzucił kwotą taką, że jeszcze się nie zgodziłam, a już się czułam jak prostytutka na przednim siedzeniu żuka.

Chwilę potem dostałam propozycję, żeby zamieszać w garach z młodzieżą polską i poprowadzić warsztaty kulinarne. Kuchnię mam dostać i piekarnik swój, kurwa! Już mam ździesięć tysięcy pomysłów i jaram się, jak prostytutka na przednim siedzeniu Dodża.

A dziś zadzwoniła pani Zofia, która ma 150 lat i chce przekazać swoją dorosłą grupę mi. A ja chcę tę jej grupę, bo tak sobie wymarzyłam w grudniu jeszcze. (A dzieciaki są fantastyczne w tych świetlicach).

I do tego mój nowy fryzjer, Michał-Nie-Gej, jest zajebisty, a na pytanie o to, co go inspiruje w jego pracy, odpowiada niskim, spokojnym głosem:

"Fryzura powinna wydobyć z kobiety zmysłowość, podkreślać jej seksualność".

Eee... aa... taaaak...

To mata na koniec pioseneczkę, która właśnie mi w słuchawkach nadaje rytm. Wiejska trochę. Taka taśma z żuka, ale teraz mi się podoba.

wtorek, 1 stycznia 2013

Na dobry początek - pijacki post

Ledwie zdążyłam odparować po Sylwestrze, a już na nowo duet whiskey & cola zagarnia resztki mojej trzeźwości. Z jednej strony lubię w moim blogenie to, że nigdy nie wiem dokąd mnie zaprowadzi kolejny post, ale zaznaczam, że jeżeli ten skończy się umieszczeniem jakichś nagich fot, to przysięgam, że popełnię najbardziej gockie z gockich samobójstw. I szlag trafi moje aspiracje do zostania hipsterem, bo sczeznę jak got. Płatki krwistoczerwonych ciernistych róż będą ponuro otulać mój burialowy astral... czy coś tam... Ja natomiast pragnę zostać hipsterem. Już niemalże prenumeruję piczfork (na wiki napisali, że trzeba), jestem na bieżąco z postmodern-art-fuck-nojs, jadam kurwa bakłażan na śniadanie z kuskuskiem, a z pudła na szmaty do podłogi wyjęłam ledżajnsy. Brakuje mi tylko okularów, które zakryją mi cały ryj i koczka. I roweru bez resorów. I eko-torby. I ten bakłażan do diaska nie grillowany...

No nic to... Na chwilę obecną z hipsterami łączy mnie blog Fuck You Hipsters, na który czasem zaglądam tylko dlatego, że podobają mi się jego tytuł i logo. Czytam także liczne publikacje socjologiczne na temat zjawiska, gdyż ciekawią mnie te zabawne psy.

Zaczynamy 2013. Poprzedni rok zrodził we mnie niepokojące przekonanie o realności jednego z zabobonów dotyczących dzisiejszego, pierwszego dnia A.D. Jak to szło? Jaki Nowy Rok, taki cały rok. Hell, yeah! I weźta to sobie lepiej do serca. Jeżeli starożytni Indianie mieli rację, 2013 będzie rokiem muzyki. Zapowiadały to świąteczne prezenty (Alt-J... thank you, thank you, thank you), a dziś moja ostatnia muzyczna inspiracja ożyła. Mr. P. żyje i poleca dalej, i nadal w swoich gustach muzycznych jest wielce zgodny z moimi upodobaniami. Nie byłoby The Raah Project, nie byłoby Kaskadera, Jona Hopkinsa i Barn Owl Mr. P., gdyby nie pana soczysty blog. Ajlajkit.

Oo... mam tu coś idealnego na 2013. Filmik. Ma w sobie wszystko, co niezbędne, aby wytyczyć kierunek. Inspirującą treść, organiczną muzykę i zakorzenienie w dzieciństwie. Jeden z najczęściej męczonych VHS-ów, zaraz po Terminatorze 2. Patrzcie na czym wychowują się wasze dzieci i kasujcie lepiej te HałFaEsy...


Happy New Year, Oumajreaders!