piątek, 17 lutego 2012

Spotkanie z psychologiem


Mogłam mieć 5 lub 6 lat jak pani Terenia, przedszkolanka, wysłała mnie z rodzicami do psychologa. Pamiętam starszą kobietę z czarnymi, krótko i równo przystrzyżonymi włosami i prostą jak ostrze brzytwy grzywką. (strze-brzy-grzy). Pamiętam ciemny i wielki gabinet. W tym wieku wiele miejsc wydaje się wielkich. Ciemne są tylko niektóre. Do środka weszłam z mamą. Psycholog kazała mi usiąść przy biurku i rozsypała przede mną kolorowe kredki. Podała kartkę papieru prosząc, żebym narysowała jej dzieci, które się bawią. W tym samym momencie mamę poprosiła o wyjście i poczekanie na zewnątrz gabinetu. Wielkiego i ciemnego. Pobeczałam się. Wyłam i wyłam. Nie wiem dlaczego. Może przez tą grzywkę? Nie i tyle, mama ma być! Na nic się zdały przytulaski mamine i uspokajający głos tłumaczący mi, że poczeka za drzwiami. Nie pomogły też próby przekupstwa („Mamusia pójdzie w tym czasie do sklepu i kupi ci Barbie”). Hej, mam 6 lat i chcę mamę, jebie mnie Barbie! Wizyta skończyła się po kilku minutach. Na białej kartce papieru zostały ślady dziecięcych smarków. Nie przedstawiały bawiących się dzieci.

Dlaczego o tym opowiadam?

Bo dopiero do mnie dotarło... Otóż tego dnia wyznaczona została wizyta, która miała określić, czy jako 5-6-letnie dziecię nadaję się do wysłania do szkoły podstawowej, zamiast do 6-latków. 2 lata do przodu. To był pomysł kogoś z przedszkola. Pewnie pomyśleli, że jak już piszę-czytam-recytuję to po chuj mi przedszkole. Dla pań przedszkolanek nadawałam się na ucznia. Co za suki. Chciały tak bezczelnie pozbawić człowieka dwóch lat beztroskiego życia. Okazało się jednak, że nie nadawałam się. Jak się beczy, to się nie można uczyć w szkole. Barbie pokonana opuściła plastikową głowę.

Tak sobie pomyślałam, że gdybym narysowała jej wtedy te pieprzone bachory, byłabym dwa lata do przodu. Dwa lata wcześniej poszła do szkoły, dwa lata wcześniej zdała maturę. Dwa lata wcześniej zaczęła studia… a to mogłoby zmienić wszystko…

Hmm...

Że też matka nie próbowała mnie przekupić Lego!!! Że też ta pizda musiała mieć taką grzywkę! Kurwa, no!

Na ale przecież wszystko układałoby się wtedy inaczej. Nie byłoby ludzi, którzy pchnęli mnie na pewne (wypaczone?) tory. Zabrakłoby dwóch lat na podjęcie decyzji na jakie studia, do jakiego miasta. Może dziś byłabym księgową (brrr…). Rozumita? Może jednak wszystko jest tak, jak miało być? Na swoim miejscu, o swoim czasie. Wszechświat zesłał mroczną grzywkę, żeby zapobiec jakiejś katastrofie.

hmm...

Kurwa...



niedziela, 12 lutego 2012

Limobabki


Tak oto prezentują się limobabki. Pachną szałowo-cytrynowo; świeżo i zachęcająco. W ich niewidzialnych żyłach płynie Crema di Limoncello.

(oblizywanie ścianek kieliszka)

A jak się je włoży do ust

(powoli...)

i skubnie kawałek, to w miękkim i ciepłym środku czuć kawałeczki pistacji i słodycz dark muscovado.

mmmm...

Można je także polizać.

Można nawet włożyć do środka palec.

Można z nimi zrobić tyle ciekawych rzeczy...

Ja je właśnie schowałam do pudełka i lecę częstować.

Chcecie?

poniedziałek, 6 lutego 2012

- 25 °C

niniejszym wyjebuję cię, napisany tu poście, bo już mi się nie podobasz

o!

w weekend będą limobabki