wtorek, 5 lutego 2013

kwaśne cytryny

Deklaracje pełne dobrych chęci i tzw. rozmowy "pojednawcze" przyniosły tylko kolejne rozczarowania. Uraza tkwi we mnie jak drzazga. Nie boli, ale kłuje i wkurwia. Przy okazji zadziwia mnie łatwość, z jaką ludzie wysypują ze swoich rękawów złote myśli i dobre rady, choć w ogóle o nie nie pytam. Ich nieadekwatność i zapał bombardowania powoli rodzą we mnie przekonanie, które ujęłabym w słowach:

Udziel mi rady, a powiem ci, z czym masz problem.

Nie potrzebuję rad na temat pradawnych sposobów. Nie chodzi przecież o to, jak powinnam teraz się zachować, bo w tej chwili nie ma to większego znaczenia. Chodzi o to, że padły słowa, które sprawiły, że niektóre rzeczy zostały na trwałe utracone. Już za późno. Nic nie przywróci starego ładu. Więc proszę, dosyć już o tej asertywności. Matka - nie sąsiadka, jugetit?

Uraza rozlała się we mnie jak ścieki w odpływie. Chowam się w chłodnej jaskini zniechęcenia, bo wszystko mnie drażni. Kwestionuję, wątpię, stawiam znaki zapytania na końcu wielu zdań do tej pory twierdzących. Toteż unikam ostatnio ludzi i interakcji, zamykam się w kuchni, gotuję, oglądam filmy o gejach i śnię o gołych, zziębniętych murzynach. Yet, still... staram się zjadać po kawałeczku tę kwaśną cytrynę z cierpką miną, aby to ona czasem nie zjadła mnie pierwsza. Tylko czasem troszkę się porzygam, na Halinkę na przykład.

Halinka przez długi czas regularnie częstowała mnie refleksjami na temat tego, co w jej świecie jest normalne, a co jawi się jako najmroczniejszy krąg piekła dla chorych psychicznie (np. ludzie z tatuażami). Pocieszna taka Halinka w zasadzie. Jednak nie wtedy, kiedy moje ciało pokrywają chropowate łuski, a z pyska sączy się jad. Halinka postanowiła zwierzyć się grupie i opowiedziała jak to się rozpłakała, kiedy jej koleżanka podzieliła się tym, że jej syn jest gejem. Bo jej się zrobiło tak szkoda tej koleżanki, że ona z tym synem-gejem, że z jej łona... Ale pewnego dnia syn-gej przyjechał do miasta z chłopakiem i matka zaprosiła Halinkę na obiad, aby ta zobaczyła, że syn-gej szczęśliwym człowiekiem jest. I Halinka wyjaśnia grupie, że dzięki temu pozbyła się uprzedzeń i zaczęła szanować syna-geja i każdego geja w galaktyce. I uśmiech wzruszenia grupie posyła, bo przypomniała sobie, jakie to było niesamowite przeżycie, gdy przekonała się, że geje to "normalne fajne chłopaki". Bo ona wcześniej to myślała, że oni będą się przytulać i całować, a "tymczasem okazało się, że oni to jak kuzyni - zachowywali się normalnie, jak dwaj koledzy". I to ją tak przekonało do pedałów.

- A jakby się całowali, to już by nie było normalnie? - pytam Halinki, ale koleś z brodą porozumiewawczo kiwa, że nie czas to i nie miejsce...

Może zrujnowałam pozytywne grupowe dżu-dżu, no ale nie będzie mi tu Halinka z geja kuzyna robiła.