wtorek, 17 lipca 2012

Na co komu blog?


Mam kilka teorii wyjaśniających chęć posiadania bloga kulinarnego. Po pierwsze, wypływa ona z pragnienia uwiecznienia najbardziej nietrwałej sztuki, jaką jest kuchnia. Tak o gotowaniu przynajmniej pisał Bourdain, rozpaczając nad ulotnością przygotowywanych dań i ich lichym przeznaczeniem, jakim jest zniszczenie, destrukcja, pożarcie. Rejestrując ugotowane posiłki czy upieczone dania, przynajmniej będę mogła zatrzymać wspomnienie na fotografii, po cichu licząc, że za kilka lat przywoła ona ten smak, zapach, wrażenia. Po drugie, teraz to doskonale czuję, ja muszę, naprawdę muszę coś tworzyć, choćby wartość tego była wysoce dyskusyjna. Nie o to chodzi. Może kiedyś zacznę dbać o język, może nawet zainstaluję fotoszopa. Może odkryję, że jednak lepiej wyrażam siebie poprzez szydełkowanie albo fantazyjne strzyżenie psów. Dziś moje możliwości ekspresji ograniczają się głównie do pisania i gotowania, i tyle wystarczy do prowadzenia bloga kulinarnego. Dodatkowo mam nowy aparat, chyba fajny, nie znam się jeszcze. Wertuję podręczniki o fotografowaniu, bo chciałabym robić porządne zdjęcia. Może się nauczę. Za cel stawiam sobie znalezienie własnego stylu w fotografii kulinarnej. Mogłabym na przykład fotografować jedzenie z podskoku, starając się o uzyskanie niepowtarzalnego dla innych efektu. Albo zrobić serię zdjęć "żarcie w ruchu", fotografując sernik w locie. Dostrzegam sporo możliwości. W filmie Wierność bohaterka, fotograf, robi zdjęcia hokeistom w trakcie meczu, biegając wokół lodowiska i robiąc przypadkowe ujęcia, które w efekcie są jedynie rozmazanymi plamami. Uznano je za wyjątkowe i genialne. Więc dlaczego nie sernik? A potem ona idzie do szatni, i tam stoi hokeista, i... aj, ajaj, zbaczam z tematu jak organik. Po czwarte, już od jakiegoś czasu jestem do tego zachęcana. Po piąte, kiedy ktoś zapyta mnie o przepis, będę mogła go odesłać do Mojego Bloga Kulinarnego, a to brzmi całkiem fajnie. Po szóste, chciałam wypróbować wordpressa. Niestety obecnie robię to w formie biglejm, korzystając z łatwiejszej w obsłudze opcji (wordpress.com), która jest darmowa i pozwala ominąć takie kwestie jak hosting czy domena. Niestety ma ograniczone możliwości i po dwóch dniach znam już wszystkie opcje. Jednak jest to mimo wszystko przepaść do bloggera. Jeśli tylko blog przeżyje kilka miesięcy, spróbuję z wordpress.org. Wyższa szkoła jazdy, ale to jest ten szósty powód - ja to lubię. 

Tyle z powodów pobocznych. Nadal jedynym najprawdziwszym jest potrzeba zajęcia czymś głowy, żeby stale nie myśleć o tym samym. Rano, w sklepie, gotując, oglądając film, w przymierzalni, leżąc na Słońcu, pijąc piwo, wieczorem, jak pada deszcz, jak mi się herbata wylewa, po północy, w pociągu, nawet teraz. Co zrobić, taka cena. Maszeruj albo zdychaj - jak mawiają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz