poniedziałek, 7 maja 2012

Antyspołeczna Ryba



Obsceniczny pstrąg w cieście francuskim. Wypełniony po brzegi ugniecioną w ciepłych dłoniach masą ze słonego masła, musztardy dijon i drobno posiekanej natki pietruszki. Możesz do niego jednak włożyć to, co lubisz najbardziej; tak, jak lubisz najbardziej. Ciasno owinięty w rozwałkowane plastry dobrego, słonego boczku. Szczelnie otulony miękkim ciastem, lśniącym od delikatnie rozprowadzonego rozbełtanego jajka. Jednak wcześniej - z wydłubanymi nożem, rozpływającymi się w palcach oczami i wyszarpanymi z wnętrzności śliskimi skrzelami.

Ale ja nie o Rybie, tylko o przyjaźni prawdziwej chciałam...

Pozbawianie pstrąga oczu przypomniało mi historię mojej wieloletniej przyjaźni. Najlepszej, czystej, rozczulającej. To był pierwszy dzień na studiach, pierwszy wykład. Szybko zajęłam miejsce w przestronnej, wypełnionej słońcem sali wykładowej, dzięki czemu mogłam spokojnie przyglądać się powolnie wlewającemu się do środka tłumowi. W poczuciu podjarania wejściem w nowy etap życia, z zaciekawieniem obserwowałam mijających mnie ludzi. To było dla mnie ważne, żeby przyjrzeć się każdemu, kto wchodził do środka. Czułam, że przede mną niezapomniane kilka lat życia i interesowało mnie w czyim towarzystwie je spędzę. Poza tym - po prostu lubię gapić się na ludzi. I pamiętam, że wśród tej całej, liczącej grubo ponad 150 sztuk masie, tylko jedna osoba zwróciła moją szczególną uwagę. Potem okazało się, że jesteśmy w tej samej grupie, przypisani do siebie na najbliższe 5 lat. Staliśmy długo przed jakąś salą, czekając na zajęcia, więc Majfrend rozłożył przede mną na podłodze swoją kurtkę, usiadł i wskazał mi miejsce obok siebie. Usiadłam. Rozmawialiśmy. Na kolejnej przerwie znowu, i znowu, i znowu. W końcu razem wyszliśmy z budynku uczelni, ja w stronę akademika, on kilka przystanków dalej. Wiedziałam, że będziemy się przyjaźnić. Więc kiedy zapytał tego dnia, co mu mogę o sobie powiedzieć, odparłam: "Jak byłam mała wydłubywałam rybom oczy".

A on się zaśmiał. Zaznaczył, że to mija się z jego pojęciem normy, ale śmiał się.

No bo przecież FORFUCKSSEJK - nie znęcałam się nad zwierzętami! Leżały zdechłe, wypatroszone przez ojca ryby na stole, no to z nudów zaczęłam się nimi bawić. Oczywiście, że nie w "domek". Oglądałam je z każdej strony, zaciekawiona lepkością, chłodem, surowym zapachem. Rozciągałam płetwy, wkładałam palec w szeroko otwarty pysk. A jak dotykałam oczu, to one się tak przekręcały w oczodołach, że prawie na drugą stronę się odwracały. Zaciekawiona, chciałam im się przyjrzeć bliżej, od drugiej strony. I zaczęłam wydłubywać te oczy, żeby zobaczyć jak takie rybie oko wygląda całe, ale się nie dało. Wzięłam inną rybę, jednak ona też nie chciała oddać mi swojego oka do celów dziecięco-badawczych. Porzuciłam moją zabawę.

Ale czemu ja mu wtedy o tych rybach mówiłam, to tylko szatan jeden ogarnie. Wracając do mojego Majfrenda... wyznanie o rybach było zdaje się jednym z niewielu, jakie ode mnie usłyszał. Potrafiliśmy przegadać kilka godzin, potrafiliśmy przez kilka siedzieć w ciszy. Tak rzadko o sobie... Nie ciekawiło nas szczególnie wcześniejsze życie, nie wnikaliśmy we własne zachowania, w zasadzie chyba nawet nie bardzo staraliśmy się poznać. Bardziej nas pochłaniało komentowanie rzeczywistości, kontemplowanie jej. Bycie obok siebie było tak naturalne, że otoczenie uważało nas za wieloletnich znajomych i nikogo specjalnie nie dziwiła nasza hermetyczna przestrzeń. I niepojęte, i niesamowite, i kosmiczne jest to, jak dwoje tak bardzo różniących się od siebie ludzi, jak Grease od Terminatora 2, może łączyć tak harmonijna, trwała więź. Dobrze mieć takiego przyjaciela, który zupełnie inaczej doświadcza, inaczej przetwarza świat, ma zupełnie obcą wrażliwość i niezrozumiałe uwielbienie pewnych zjawisk. Dzięki temu, na przykład, można spędzić razem kilka godzin w samochodzie, podziwiając malownicze obrazy wsi polskiej, w drodze do szpitala psychiatrycznego, z wyciągniętymi nogami, słuchając Hendrixa, pędząc w stronę Słońca po niekończącej się trasie, z czystym umysłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz