poniedziałek, 22 października 2012

Dziareczka

Dziareczka, dziarunia, dziarurusiunia mi się wymarzyła. No nic nie poradzę, że jak mi coś wejdzie w łeb, to jak jakiś robal korytarze w zwojach wierci. Dziarunia wpełzła mi podstępnie pod skórę (ach, póki co w przenośni jedynie) kilka dni temu. Dzień później już wiedziałam gdzie, co, jak i dlaczego. Przy czym "dlaczego" jest kluczem do całej zagadki, a i jednocześnie słodziutkim sekretem. Kto zgadnie, kto zgadnie? Ach, tak to rozkoszna zagadka, że aż mnie palce, i ciarki, i ślina, i...

W szczęściu moim głupim i niepojętym, Kosmos jak zwykle ugina się pode mną i pręży, żeby mi tylko dogodzić z każdej strony. Na piątkowej imprezie najpierw trafiam na bardzo dobrą kumpelę dwóch najlepszych dziarmejkerów na zachodzie, później zaś na gościa wydziaranego wzdłuż i wszerz. Przy czym widziałam tylko wszerz, żeby nie było... Efekt mojego skrupulatnie przeprowadzonego wywiadu jest następujący:

Jeden z dziarmejkerów, nazwijmy go Lujidżi (no co?! Lujidżi i siatafakap), podobno jest jednym z lepszych w Polsce. Łoooł, zapachniało cywilizacją na terenach zachodnich, nieprawdaż? Tyle tylko, że ćpa i jeżeli akurat jest w ciągu, to... czasem zasypia w trakcie... Drugi, Żan-Pjer (powiedziałam!), jest niemalże tak samo dobry, ale... jest alkoholikiem. I jak akurat jest w ciągu, to mu się trochę ręce kolebią. Więc jeśli chcę high quality, to muszę wybrać między narkomanem i alkoholikiem, i co najtrudniejsze - trafić na trzeźwe dni. Będzie ubaw, tak czuję...

Z innych stron - sernik dyniowy dziś upiekłam z czekoladą. Pojebało mnie z tą dynią normalnie. Ostatnio dynię zapodałam w mieście Toruniu. Co toż była za wyprawa! Po pierwsze - nie umarłam, pomimo bliskiej obecności dwóch kotów. Ba! Nawet na pogotowie nie musiałam jechać! Taka się robię... odporna suka. W Toruniu jak zwykle... jedzenie, picie, jedzenie, jedzenie, muzyka... Zatrzymał mnie na chwilę wielce interesujący sposób słuchania muzyki. Koleś dziennie przesłuchuje ok. 7 nowych albumów i robi to rocznikami. Zaczął od połowy lat '60 i tak dziś, po kilku latach, jest w połowie lat '80, wybierając z każdego rocznika 30 najlepszych, jego zdaniem, JEGO ZDANIEM PODKREŚLAM I ZARAZ WYJAŚNIĘ DLACZEGO, płyt. Ciekawe? He? No pewnie.

Wkurwiają mnie recenzje, na które przypadkowo co jakiś czas trafiam, aż do bólu trzewi. Aż mi macica ma ochotę zakrwawić wbrew biorytmom. Na głównej gazety widzę "film nudny i pretensjonalny, omijaj z daleka". A mi się kurwa podobał, wy tępe cipy. I co? I kto tu się zna? W dupę z waszymi recenzjami.

No... w ferworze tej nierównej walki mojej ze mną nie starczyło dziś miejsca na zjawiskową Lisę. Może innym razem. Tymczasem przywdziewam moją kurtkę pilota i ochronne gogle prestiż+ i lecę dalej, wypełniać umysły, serca, śmietniki. Zza kokpitu materacowego odrzutowca, przemiawiałam ja, Ya-a-a-a!

A radochę taką mam, bo korzystam z chwilowo trwających lepszych dni. Muszę je wysączyć moi drodzy z każdej strony.

1 komentarz:

  1. Dziarmejkerzy pod wpływem ciągu zmieniają imiona na Lujnieidżi vel Lujleżi i Żal-Pjer...
    asewymyślyem :D

    OdpowiedzUsuń