Potrafię być naprawdę okropna,
kiedy się nie wyśpię. Jak zardzewiały drut kolczasty pod napięciem, który utknął
ci w przełyku. Cały świat musi wiedzieć, że moje jakże wyrafinowane gusta
cierpią z powodu jego miernoty i niedoskonałości. Nic mi się nie podoba. Sam
Fernand Point mógłby mi zaserwować do łóżka śniadanie, a ja pewnie z pogardą
skwitowałabym, że już wolę Czokapiki. Niemalże wszystko wokół mnie denerwuje, bo dzieje się za wolno, za szybko, za cicho, za głośno, za.... Lista "za" nie ma wtedy końca. W dodatku z chłodną obojętnością jamochłona zignoruję lekceważąco każde
słowo do mnie wypowiedziane.
Choć może trudno w to uwierzyć, nigdy nie kłócimy
się w takie dni. Każde z nas wie, co trzeba robić, żeby było najlepiej. Dla mnie tym razem była
to tarta (kurki, rozmaryn, koziser, pomidorki). Pomogło.
Tylko przez chwilę tak wyglądał sobotni poranek. Nie wyspałam się. Najpierw walczyłam w nocy ze swoimi słabościami, a potem po
prostu gapiłam się na cienie na suficie z telefonem w rękach. Topografię sufitu
studiuję na poziomie intermidjet.
Dziś bez muzyki, a dla odmiany ze zdjęciem. Na słuchawkach Sasza Grej, więc nie trudno się domyślić dlaczego rezygnuję z muzycznej oprawy. Jeżeli jej porno jest tak samo dobre, jak muzyka, to Sasza faktycznie powinna sprzedawać depilatory do jąder w TV Mango.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz