Jak też dobrze nastrajają mnie takie dni, kiedy od rana otula mnie miłe... W ciepłym łóżku i miękkiej pościeli miłe staje się przeciąganie. Różnica faktur szorstkiego prześcieradła i bawełnianej kołdry jest tak miło odczuwana na skórze, że aż ma się ochotę dogłębnie odcisnąć ją na ciele. Można by tak spędzić w tej ciepłej i puszystej kryjówce pół dnia, rozkoszując się miłym downtempo, robiąc krótką przerwę na śniadanie przyniesione do łóżka razem z gorącą czekoladą.
Po takim poranku miłe stają się nawet zakupy w strugach deszczu. Odkrycie malutkiego rybnego sklepiku, w którym codziennie można dostać świeże liny, sandacze czy wielkie leszcze staje się wręcz rozkoszą na miarę "doświadczenia miesiąca". Na miejscu starszy pan w ciasnym kąciku przy ladzie filetuje ogromne rybie ciała, po mistrzowsku posługując się długim, wąskim nożem. Ja kupuję całego okonia. Sama go wypatroszę i okroję filety. To też będzie miłe. Dostaję także gratis torbę rybich głów i ości przeróżnych gatunków i rozmiarów - na bulion będą idealne. Dokupuję małże i kalmary. Krewetek niestety nie było, a mimo wszystko miłe mnie nie opuszcza.
Na targu dynie kuszą swoimi krągłościami. Aż ma się ochotę sięgnąć po jedną, dotknąć, przytulić, zajrzeć do miękkiego wnętrza. Ale ja mam dziś inną misję. Hamując w ostatnim momencie dyniowe pragnienia, odchodzę od stoiska, słodko się uśmiechając. Za kilka dni tu powrócę i wtedy ta dynia będzie moja. Dziś mam w planach Bouillabaisse - prowansalską zupę rybną z owocami morza, podawaną z czosnkowymi grzankami.
Po takim obiedzie ma się wrażenie, że miłe już nigdy Cię nie opuści. Zwłaszcza kiedy w piekarniku rośnie szarlotka z migdałami w miodzie, a w garnuszku pyrkoce galaretka pomarańczowo-rozmarynowa. Kurwa, ten zapach karmelizowanego rozmarynu...
I to dopiero połowa miłego! Bo potem przyjaciółka, ta od babskiego upijania się krupnikiem limonkowym i leżenia w majtach na łóżku, zabiera cię jako swój model-obiekt na warsztaty makijażu. I robi ci taki high-quality na twarzy, że nie pozostaje po wieczornych warsztatach nic innego, jak wyprawa w Miasto.
Miasto czeka. Niecierpliwe kobiety czują się dobrze i chcą miłego. Kolorowo oświetlone wnętrze knajpy współgra z żywymi pragnieniami zabawy. Dziś chcę zgubić się w tłumie. W krwiobiegu krąży mi flow i chętnie wchodzi w reakcję z alkoholem. Myśli i obrazy przenikają w tempie Numb. Zatrzymuję się na wytatuowanych ramionach, na dżinsach i koszuli w kratkę, na trochę smutnych oczach brunetki. Muzyka niespokojnie wibruje. Lekko i chętnie wchodzę w to. Zwierzyna obudzona i gotowa, z błyszczącymi w ciemności oczami i nastroszoną sierścią. I? Potulnie siadam przy stoliku. Bo takie potulne ze mnie zwierzątko. Trzeba mnie tylko karmić. Migdałami w czekoladzie najlepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz