Mam kilka teorii wyjaśniających chęć posiadania
bloga kulinarnego. Po pierwsze, wypływa ona z pragnienia uwiecznienia
najbardziej nietrwałej sztuki, jaką jest kuchnia. Tak o gotowaniu przynajmniej
pisał Bourdain, rozpaczając nad ulotnością przygotowywanych dań i ich lichym
przeznaczeniem, jakim jest zniszczenie, destrukcja, pożarcie. Rejestrując
ugotowane posiłki czy upieczone dania, przynajmniej będę mogła zatrzymać
wspomnienie na fotografii, po cichu licząc, że za kilka lat przywoła ona ten
smak, zapach, wrażenia. Po drugie, teraz to doskonale czuję, ja muszę, naprawdę
muszę coś tworzyć, choćby wartość tego była wysoce dyskusyjna. Nie o to chodzi.
Może kiedyś zacznę dbać o język, może nawet zainstaluję fotoszopa. Może
odkryję, że jednak lepiej wyrażam siebie poprzez szydełkowanie albo fantazyjne
strzyżenie psów. Dziś moje możliwości ekspresji ograniczają się głównie do
pisania i gotowania, i tyle wystarczy do prowadzenia bloga kulinarnego. Dodatkowo mam nowy
aparat, chyba fajny, nie znam się jeszcze. Wertuję podręczniki o
fotografowaniu, bo chciałabym robić porządne zdjęcia. Może się nauczę. Za cel
stawiam sobie znalezienie własnego stylu w fotografii kulinarnej. Mogłabym na
przykład fotografować jedzenie z podskoku, starając się o uzyskanie
niepowtarzalnego dla innych efektu. Albo zrobić serię zdjęć "żarcie w
ruchu", fotografując sernik w locie. Dostrzegam sporo możliwości. W filmie
Wierność bohaterka, fotograf, robi zdjęcia hokeistom w trakcie meczu,
biegając wokół lodowiska i robiąc przypadkowe ujęcia, które w efekcie są
jedynie rozmazanymi plamami. Uznano je za wyjątkowe i genialne. Więc dlaczego
nie sernik? A potem ona idzie do szatni, i tam stoi hokeista, i... aj, ajaj,
zbaczam z tematu jak organik. Po czwarte, już od jakiegoś czasu jestem do tego
zachęcana. Po piąte, kiedy ktoś zapyta mnie o przepis, będę mogła go odesłać do
Mojego Bloga Kulinarnego, a to brzmi całkiem fajnie. Po szóste, chciałam
wypróbować wordpressa. Niestety obecnie robię to w formie biglejm, korzystając
z łatwiejszej w obsłudze opcji (wordpress.com), która jest darmowa i pozwala
ominąć takie kwestie jak hosting czy domena. Niestety ma ograniczone możliwości
i po dwóch dniach znam już wszystkie opcje. Jednak jest to mimo wszystko
przepaść do bloggera. Jeśli tylko blog przeżyje kilka miesięcy, spróbuję z
wordpress.org. Wyższa szkoła jazdy, ale to jest ten szósty powód - ja to
lubię.
Tyle z powodów pobocznych. Nadal jedynym
najprawdziwszym jest potrzeba zajęcia czymś głowy, żeby stale nie myśleć o tym
samym. Rano, w sklepie, gotując, oglądając film, w przymierzalni, leżąc na Słońcu,
pijąc piwo, wieczorem, jak pada deszcz, jak mi się herbata wylewa, po północy,
w pociągu, nawet teraz. Co zrobić, taka cena. Maszeruj albo zdychaj - jak mawiają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz