Urlop. Niespodziewana wiadomość o
wspólnym wyjeździe na kilka dni tak bardzo mnie ucieszyła, że w chwilę
spakowałam dwie walizki i zorganizowałam plan podróży. Zdążyłam także umyć
głowę, wysuszyć ją, po raz piąty tego dnia przesłuchać The Peel Sessions, uzupełnić walizkę o dodatkową parę butów i
sweter (bo nigdy nie wiadomo…) oraz dać upust mojej radości z podróży na
blogu, załączając dwa flamingi. Czy to tylko wyobraźnia, czy też jednak tkanina
bluzki była zbyt luźna i prześwitująca, ptaszyska przepędziłam tam, gdzie ich
miejsce. (A gdzie ich miejsce?). W trakcie 14 godzin wakacji z PKP tylko dwa punkty podróży mogę uznać za przyjemne – nocny głos z oddali oraz zakupy na warszawskich stoiskach ze starymi
gazetami. Znalazłam nieaktualne „Kuchnie”, a także, ku uciesze graniczącej z
orgazmem w wyobraźni – brytyjskie „Olive”,
hołdujące kuchni śródziemnomorskiej. Wow! Reszta drogi minęła nam przy
akompaniamencie moich wzdechów, ochów, uchów, mmmmmów i soczystych zachwytów
nad kolejnymi stronami z kulinarnymi cudami.
- - -
- - -
Urlop. Upiekłam
Calzone dla wszystkich głodnych i spoconych. Obca kuchnia była dla mnie
wyjątkowo przyjazna, udostępniając wszelkie niezbędne produkty i gadżety. Aby
przygotować 4 Kalcone zebrałam:
- 450 g mąki pszennej chlebowej
- łyżeczkę soli
- 7 g suchych drożdży
- szklankę mleka o temperaturze pokojowej
- 2 łyżki oliwy z oliwek
A potem się okazało, że tych
pierogów ma wyjść 7. Do dużej miski wsypałam mąkę, sól i wymieszałam z
drożdżami, by potem zrobić na środku wzorcowy dołek i wlać mleko z oliwą.
Wstępnie połączyłam składniki i nieskładną kulę wyłożyłam na stolnicę. Ciasto
drożdżowe na Calzone z kilograma mąki zagniata się pół godziny. Jedynym, co
pomogło mi wytrwać w przygniatającym upale, była moja wyobraźnia. Po kilku
ciężkich chwilach poczułam, że to jak masowanie ciała upragnionego mężczyzny. Ugniatałam
ciasto, jakby to były jego mięśnie. Uciskałam, rozcierałam, ugniatałam na
wszelkie strony aż powstała gładka i elastyczna masa. Polałam dłonie oliwą i
dokładnie rozsmarowałam ją na ulepionej z ciasta kuli, głaszcząc delikatnie. Miskę
z ciastem przykryłam ściereczką i odłożyłam na 1,5 godziny w ciepłe, wolne od przeciągów miejsce. Potem
wystarczyło tylko podzielić na kilka części i każdą kulkę rozwałkować na ok. 20 cm
cienkie placki, wyłożyć przygotowany wcześniej farsz, ładnie zawinąć brzegi,
posmarować rozbełtanym jajkiem i umieścić w piekarniku na 25 minut, w
temperaturze 200 st. Calzone można wypełnić czym tylko się lubi; włożyć ulubione dodatki do pizzy i posypać utartym serem. Moje Calzone wypełniło się obrazami ciała.
- - -
Urlop. Malutki, ukryty w dolinie domek nad niedostępnym dla innych ludzi jeziorem wydał się idealnym miejscem na spędzenie czasu w upalny dzień. Woda była przyjemnie chłodna i nieprawdopodobnie czysta. W wysokiej trawie ułożyłam koc i schowałam się przed światem. Położyłam się i pozwoliłam ciału doświadczać przyjemności płynącej z rozgrzewania skóry i wnikania ciepła do krwioobiegu. W końcu przyszło. Upragnione ukojenie. Na chwilę uwolniło od oswojonego już smutku. Potem był już tylko cudowny odpoczynek i wspólne przyjemności. Miłe tu-i-teraz. Dzięki temu miłemu zmniejszyła się liczba zaniepokojonych pytań o moje samopoczucie, wzrosły statystyki w kolumnach "uśmiech" oraz "udział w rozmowach towarzyskich", a przy okazji opalenizna dodała kilka punktów PR*, które wykorzystam, jeśli nagle dojdzie do zagłady nuklearnej, a w postapokaliptycznym świecie za kawałek Calzone trzeba będzie płacić ciałem.
* PPR - Punkty Potencjalnego Ruchania
- - -
Urlop. Malutki, ukryty w dolinie domek nad niedostępnym dla innych ludzi jeziorem wydał się idealnym miejscem na spędzenie czasu w upalny dzień. Woda była przyjemnie chłodna i nieprawdopodobnie czysta. W wysokiej trawie ułożyłam koc i schowałam się przed światem. Położyłam się i pozwoliłam ciału doświadczać przyjemności płynącej z rozgrzewania skóry i wnikania ciepła do krwioobiegu. W końcu przyszło. Upragnione ukojenie. Na chwilę uwolniło od oswojonego już smutku. Potem był już tylko cudowny odpoczynek i wspólne przyjemności. Miłe tu-i-teraz. Dzięki temu miłemu zmniejszyła się liczba zaniepokojonych pytań o moje samopoczucie, wzrosły statystyki w kolumnach "uśmiech" oraz "udział w rozmowach towarzyskich", a przy okazji opalenizna dodała kilka punktów PR*, które wykorzystam, jeśli nagle dojdzie do zagłady nuklearnej, a w postapokaliptycznym świecie za kawałek Calzone trzeba będzie płacić ciałem.
* PPR - Punkty Potencjalnego Ruchania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz