Tort Dacqouise i bukiet w półlitrówce po czystej. Nie zdążyłam niestety zrobić lepszej foty, ale żal mi dupy nie ściska, bo tort choć ludowi smakował, to moich daktylowo-orzechowych pragnień nie zaspokoił. Śnię przez to po nocach o lepkich od słodyczy daktylach i głodna się budzę. Jak pies...
Ze 20 kadrów mi zajęło opanowanie śmiechu, jak zobaczyłam za sobą Fionę śpiącą smacznie w cieniu na trawie. Tak wyglądało poprzednie 19...
Na 18-te urodziny od Ani dostałam składaną kartkę. Na przedniej stronie narysowany był lodowy klif, z którego do wody skakały pingwiny. Kilka sztuk już pływało w wodzie, jeden był w trakcie lotu (spadu). Po rozłożeniu kartki widać było dalszy ciąg klifu i długą kolejkę pingwinów. Jeden z nich miał założone dmuchane koło ratunkowe w kaczuszki i podpis indywidualista. Ania dodała strzałę wskazującą, że to ja. Śmieszne? No właśnie nie za bardzo, a jednak przez długi czas nie mogłam opanować śmiechu. Jak przy tym psie rozłożonym jak żaba na liściu. Dopiero później w przypadkowej rozmowie wytknęłam jej, że ma chory łeb, bo mi daje na urodziny kartki ze zbiorowym samobójstwem. Dlatego tak się z niej śmiałam, że taki żarcik dla mnie - urodziny, samobójstwo, koło ratunkowe... no... smieszne. A ta mi tu krzyczy, że jestem chora, bo one do wody skaczą jedynie, a nie że jakieś samobójstwa wyczyniają... Nie mogłam ja tego przyjąć. Obeszłam wszystkich ludzi, którzy byli wtedy ze mną na urodzinowym ognisku (ze 20 sztuk?) z kartką w ręku pytając, co widzą na obrazku. Pingwiny. Pingwiny skaczą do wody. Pingwiny czekają na skok. Nurkują. No same suchary! Ostatnia osoba na imprezie mi została, ostatnia deska ratunku, koło ratunku w kaczuszki, chłopak koleżanki, zupełnie obcy. Podchodzę i pytam z desperacją:
- Marcin, co robią te pingwiny??!!
I tu Marcin odpowiedział niepewnie:
I tu Marcin odpowiedział niepewnie:
- Yyy... umierają?
Marcin wczoraj turlał wodę po nieprzemakalnym obrusie, a ja robiłam foty. Dobrze, że są ludzie, którzy mają podobną perspektywę...
Fajerwerków w tym roku na imprezie nie było, ale za to były lampiony. Po raz pierwszy uczestniczyłam i po raz ostatni. Nie potępiam tak zdecydowanie jak Karor, ponieważ cieszą mnie zbiorowe inicjatywy przełamujące blazę codziennych rytuałów, ale mam mieszane uczucia. Mam wiele mieszanych uczuć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz