Ryż z czerwoną soczewicą i kozim serem zjedzony, druga partia wytrawnych muffinek z koziserem, suszonymi pomidorami i oliwkami już w piekarniku, a to oznacza, że teraz mam czas dla siebie i wykorzystam go edukując. Ale po kolei...
Czasami to mi naprawdę wyjdzie w tej kuchni. I tak to lubię bezgranicznie, że aż mogłabym się rozpuścić jak biała czekolada w kąpieli wodnej. Na ten przykład muffiny - jeb, jeb, jeb do miski, coś tam było, że suche osobno, mokre osobne, eee... W lodówie pootwierane słoiczki z suszonymi pomidorami i oliwkami. Pietrucha atakuje z drzwi kuchennych. Koziser na blacie, mąka zawsze w zapasie, oliwa wyciskana własnoręcznie przez Dżiowanniego stoi, maślankę akurat przypadeczkiem kupiłam dla umęczonego siłownią mężczyzny. Co więcej trzeba człowiekowi do odpalenia piekarnika?
No tak się nagotowałam i najadłam, że chyba edukację przełożę na inny raz. A lekcja bardzo istotna przed nami, gdyż nadszedł czas, żeby rozprawić się z czerstwymi jak suchary zalotami i raz na zawsze ustalić, że z kobietą o ruchaniu to trzeba z klasą...
A karczoszki kuszą...
A karczoszki kuszą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz