Hmm... Dyniowe gnocchi z masełkiem szałwiowym, zupa z czerwonej soczewicy i kawowe ciasto z dark muscovado. Czy o jedzeniu chcę pisać? Niekoniecznie jest o czym. Gnocchi choć niezłe, nadal daleko w tyle za tymi cudownymi z Olivetello. Za drugim razem spróbuję klasycznie, po bożemu. Zupa jak zupa, zawsze wychodzą zacne. Ciasto... Nie, nie o cieście. Po wyjedzeniu połowy migdałów w mlecznej czekoladzie z małego pudełka, każde wspomnienie słodyczy staje się przykre. Dodatkowo migdały w mlecznej czekoladzie to niewdzięczny temat, gdyż uruchamia ten rodzaj głodu, który wyjaławia.
Wyjaławia... jakież to wybitnie trafne... W od dawna trwającym procesie sterylizacji dochodzę do frustrującego wniosku, że nie da się najeść i nie poplamić. A tak bym chciała inaczej... Głupie pragnienia można w najlepszym wypadku zdezynfekować. Np. whisky z lodem w szklaneczce, która zsuwa się na kanapę i rozlewa.
Wśród mało zrozumiałych refleksji na temat życia, prezentuję gnocchi na nowym talerzyku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz