czwartek, 6 grudnia 2012

bardzo poważny post, w którym ani razu nie pojawi się słowo "cipka"

...choć obiecać nie mogę. Mogę z kolei zapewnić, że dziś, choć poważnie, to bez typowego melodramatu. Doszły mnie wczoraj wieści, że Lisa i Brendan planują ponownie dokonać inwazji na moje trzewia, toteż jestem w bardzo dobrym humorze. Jeszcze lepszym będę jutro, jak upoluję bilety do Sopotu. Do Sopotu? No tak wyszło... Zaczniemy od oprawy muzycznej.


Jedna z najczęściej słuchanych w tym roku płyt. Zajebista, świeża, z wielce interesującymi zabiegami językowymi w lirykach. Triangles are my favourite shape, chciałoby się zaśpiewać w chórku do Tessellate. Słuchałam jej wszędzie - w kuchni, w pracy, w renoklijo. Jakbym miała stajnię, to też bym jej tam słuchała. Jedyne, co zgrzyta niczym oszczany przez kota piach między zębami, to klip. Dlatego wklejam wersję ze ślaczkami, bo na oryginał patrzeć nie mogę. Jeżeli zaś Tessellate jeszcze Was nie przekonało, to posłuchajta Fitzpleasure. Na wideło tym razem creepy crump.


Achhhhh, pozazdrościć tym, którzy jeszcze Alt-J nie słyszeli...

Uszy zaspokojone, to teraz czas na podniebienie. Paella z owocami morza. Niemalże z determinacją faszysty poszukiwałam ośmiorniczek. W Mieście-Lidla-i-Biedronki kobity w rybnych patrzyły na mnie co najmniej, jakbym prosiła o bażanta spod lady. A ja po prostu sobie wymarzyłam, że z okazji ósmej rocznicy pożycia, przygotuję ośmiorniczki. "Osiem-ośmiornice" - aż głupio byłoby gotować bigos...

Liczyłam na całe krewetki tygrysie, ośmiorniczki z łbami wielkimi jak stodoła, mule w skorupkach czy ostrygi. Moja wyprawa po złote runo skończyła się na dwóch złotych. Za koszyk. Toteż moją Paellę Kompromisu dedykuję tym, którzy chcą, a ni chuja nie mogą. Jak ja. 

Tyle się napisałam, że już mi się nie chce o tych poważnych. Następnym razem może. No a skoro się rozmyśliłam, to.. cipka cipka cipka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz