To Adam mi tak powiedział.
Adama tydzień wcześniej przedstawił mi szef. Bo pan Adam kiedyś z nami pracował, oooch, ale potem jego talent został zauważony w samej stolicy, aaaaaach, i pan Adam musiał wyjechać, żeby karierę robić, bo taki zdolny jest, że uuuuuuch i na pewno nigdy nie zapomni o naaaaaaaasssssss… Adam ze stolicy przyjechał, żeby obserwować marny żywot szeregowych, by potem uczony raport wygenerować, opublikować go w kilku poważnych i profesjonalnych czasopismach zmieniając jedynie tytuł i regularność znaków interpunkcyjnych i wreszcie głosić w kraju na konferencjach, ale tylko tych rekomendowanych. Bo pan Adam to poważny uczony.
Adam, lat ok. 34, wysoki, przystojny. Oczywiście utalentowany. Przedstawiliśmy się, uścisnęliśmy dłoń, wymieniliśmy spojrzeniami i uśmiechami. 20 sekund. Więcej czasu nie było potrzebne. Dalej pozostało czekać na „przypadkowe” odwiedziny w gabinecie lub „omyłkowo” wybrany numer wewnętrzny do mnie. Adam nie wyglądał na kogoś, kto może mnie zaskoczyć - przyszedł dwa dni później. Oczywiście w celu gromadzenia danych do raportu, nie inaczej. A jakaż to była przemiła konwersacja! Adam w końcu mógł opowiedzieć o swoich doświadczeniach w pracy w stolicy, o pomysłach, jakie ma, aby działanie kraju usprawnić, o czterech językach, jakie opanował i wycieczkach po Europie całej. W końcu, zachęcany empatycznymi pomrukami, o nadziejach i trudach życia codziennego. A kawa była przepyszna. W międzyczasie o żonie także wspomniał i dziecku, co to je zabrał ze sobą na wycieczkę i w hotelu zostawił, aby oczekiwały powrotu ojca i męża. Na koniec numer swój pozostawił, bo gdybym tylko potrzebowała pomocy w pracy, to on mi bardzo chętnie pomoże.
Dnia następnego Adam pojawił się na imprezie integrującej pracowników za pomocą wódki i śledzia. Niefortunny kształt ułożenia stołu w formę podkowy sprawił, że Adamowi coraz bardziej dokuczał ból karku od ciągłego odwracania się w kierunku mojego istnienia. Na pewno chciał dokończyć rozmowę o trudnej sytuacji politycznej, bo człowiekowi tak ciężko na duszy, kiedy się wygadać nie może. A żony, która od 10 lat go słucha akurat pod ręką nie było. Dziecka biedna musiała pilnować.
Po godzinie biesiady wpływ narzędzi integrujących powoli zaczął dawać o sobie znaki, bo parkiet wypełnił się ochoczymi pląsami frywolnych mężatek. Adam, w miarę trawienia kolejnych partii śledzia, także zapragnął tańca i zabawy. Zaczął od tych dziewczyn w grubych swetrach i krótkich mini – nie do końca zdecydowanych na seks, ale jakby co, to kieckę będzie łatwo podwinąć. Takie nie odmawiają. Mijały godziny wyznaczane przez koleje kieliszki, a Adam coraz wyżej podnosił sobie poprzeczkę, aż wreszcie późnym wieczorem zaliczył taniec z każdą przedstawicielką płci mniej lub bardziej pięknej, a także taniec solo z elementami break dance. Do mnie jednak nadal nie dotarł. Pomyślałam sobie… W zasadzie nie pamiętam, co sobie pomyślałam, ale na pewno brzmiało to podobnie do „ajdontker”.
Strategia Adama dopiero po fakcie stała się dla mnie klarowna i przejrzysta. Adam, jako osoba oczytana i utalentowana, po prostu doskonale wiedział, że aby upolować zwierzynę, musi ją najpierwej od stada oddzielić i osłabić moc obronną. Gdy tylko zostałam przy stoliku w kształcie podkowy sama, Adam natychmiast przystąpił do ataku. Przysiadł się, zagadał, jaka kawa przepyszna i śledź świeżutki. Wzrok zatrzymał na moich nogach tak, jakby w tajemniczy sposób komunikował się z moim udem, przemawiał do niego, hipnotyzował. Adamie, oczy mam tutaj. Wtedy też powiedział mi, że przeprasza, ale jestem taka piękna, że zakłócam równowagę tego miejsca. Że najpiękniejsza jestem. I że te moje nogi są takie piękne…
Aaaaaaaaaaaadaaaaaaaaaaaamieeeeeeeeeeee… Zaskocz mnie.
Przez chwilę zastanawiam się jakie nogi ma jego żona. Kiedy ona ostatnio słyszała, że są piękne? Widziałam Adamie, jak na mnie patrzyłeś. Słyszałam, co mówiłeś moim nogom. Mógłbyś tak bardzo oszaleć, gdybym chciała. I do stolicy byś mnie zabrał, i na wycieczkę po Europie całej. Języka nauczył. Kolegom opowiadał, że to najlepszy czas w twoim życiu, że seks jest genialny, a kawa przepyszna. Taki szczęśliwy byłbyś ze mną. Tylko co ty byś Adamie za te 10 lat zrobił? Czy wtedy moje nogi też będą piękne? Czy dalej będziesz chciał na wycieczki zabierać czy w hotelu z dzieckiem zostawisz?
Powiem ci Adamie, jeśli nie wiesz. Za 10 lat jedyna równowaga, jaką będę ci zakłócać, to równowaga w oddawaniu moczu.Czy ja znaczę coś więcej niż nogi?
I tak oto dobiega końca historia moja. Imiona bohaterów zostały zmienione. Wszelka zbieżność przedstawionych osób i miejsc jest przypadkowa. Adam tak naprawdę ma na imię Jarek. Czy zrobił coś złego? Nie mi to oceniać, bo lepsza nie jestem. Ale o tym następnym razem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz