Tudej... Apelkejk.
Ciasto - banał! Grzeszy swoją trójwarstwową prostotą. Oczywista kombinacja prowokuje do zanegowania jego sensu. Tego ciastu. Wypieku. Jednak co poradzić, skoro ostatnio tak właśnie się czuję? Tak... nieskomplikowanie prosto... (nieskomplikowanie prosto). Przyjemnie banalnie; jak nasączony cytrynową herbatą biszkopt; miękki... rozpływający się... ujebany w Liptonie. Jestem jak pulpa z kilograma jabłek, do której dodano cytrynowej galaretki, żeby jej jabłkowa dusza zgęstniała, skonkretniała, struktury spójnej nabrała i... smaku. Smaku!
Smak...
Zapach...
Jestem warstą 36% śmiety, ubitej z problemów życia codziennego. Z cukrem kurwa pudrem. Biały, gęsty szał. Przeciwbólowe lekarstwo. Tylko moje serce nie jest z gorzkiej czekolady. Jest czerwone, płynie w nim regularna krew grupy AB Rh plus. Totalnie normalnie.
Totalnie Normalnie
A z lewej strony Apelkejka obserwujemy obraz mojego niepohamowania. No usta mi się wpiły, no co zrobić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz